wtorek, 29 października 2019

Rysy z Kalą

To jakie jest Twoje marzenie - zapytałem w 6 urodziny ?
Chciałabym pojechać tylko z Tobą, na jakąs wielka skałę.

Marzenie Kaliny wryło mnie w fotel.
To może Rysy?

Od tej pory Kalina notorycznie nęka tatę kiedy pojedziemy na tę Rysę :) Weekendy zapchane bardzo klasycznie i tak z lata robi się późna jesień. Ale los uśmiechnął się po raz kolejny. W środę Kacu rzuca - a może Cudna Lipa na weekend z dziećmi. Żony mają wolne i jako wyzwań nie bojący się ojcowie (sztuk 3) bierzemy dziesiątke dzieci na beztroski odpoczynek. Ze względu na zapowiadana pogodę Rysa po głowie chodziła mi bardzo mocno więc zabrałem niezbędny szpej i elektryczną hulajnogę. Ale najtrudniejsze wyzwanie było jeszcze do poukładnia - Hania i Olek muszą przez prawie cały dzień ogarnąć Różę. Kacper powiedział jasno - coś tam mogę pomóc ale z pieluchom nie ma szans. Z pomocą, dla zestresowanej gawiedzi przychodzi Aśka z kabaretu Hrabii tłumaczą arkana jak to zrobić bezpiecznie:
Po takim szkoleniu puzzle są złożone. 

Ruszamy o 4:00. Przed 6:00 meldujemy się na Polanie. Biedna Kalina na trasie puszcza pawia na serpentynach. Ociera łzy i jedziemy dalej. Na parkingu okazuje się, że tłum mimo wczesnej godziny już się zbiera. Co gorsza nie mam gotówki więc na ładne oczy i klasyczny tekst “zapłacę przy wyjeździe” parkujemy. Odpalamy hulajnogę ze wspomaganiem - mijamy z dużą prędkością sunących po asfalcie. Pomysł był genialny aby te 9 km po asfalcie zrobić w ten sposób niestety bateria siada przed połową drogi. Pchamy zatem nasz wehikuł grzecznie pod same Morskie OKo. Przypinamy pod schroniskiem - jeszcze sobie w dół odbijemy dzisiaj :). Droga mija bardzo szybko bez zbędnych odpoczynków. Rysy cudne, na trasie można oglądać cel na wyciągnięcie ręki.
Determinacja u Kaliny niebywała. Ma nową fryzurę - wymyśliła sobie krótką grzywkę i wczoraj dokonałem postrzyżyn. W końcu ma 6 lat i starym zwyczajem przechodzi pod skrzydła ojca. Prezentuje się pięknie! Kac do zestawu zaplótł jeszcze warkoczyki.

A potem jak to w Tatrach - śnieg, kozice, orzechówka i szybko mijające metry w pionie. 
W górę idzie jak spłatka. Za Bulą wiążemy się na krótko i po zwartych sekcjach skalnych idziemy równolegle obok łańcuchów. Coraz więcej osób wisi próbując wyrównać oddech a my tymczasem ciśniemy sobie po skałach radośnie wyprzedzając kolejne ekipy. Liczba gratulacji, ochów i achów dla Kaliny jest tak duża, że wprawia ją w zakłopotanie.
Tato czemu wszyscy chcą przybijać mi piątki i mówią takie rzeczy?
Bo jesteś niezwykła! Nie stresuj się. Ciśniemy dalej :)
Rusza się pięknie, to fakt. Czasem tylko pada wątpliwość (RAZ!) rozwiana rodzynkami w czekoladzie na szczycie. Zgrabnie wchodzimy z północnej strony poza utartym szalkiem na szczyt po polskiej stronie. Uderzenie słońca cudne. I w końcu wymarzone rodzynki w czekoladzie. Słońce, ciepło, pięknie. Kontemplujemy. Choć jest tłum to i tak bosko. Wchodzimy również na Słowacki wierzchołek.









Na zejściu powiedziała “ coś mi w głowie czasem mówiło, że może nie warto ale to przecież było moje marzenie, zadusiłam tę myśl”. Szczęście i duma w jednym. Gnając do dołu już widzę, że nie zdążymy na umówioną godzinę. Hulajnoga na dół to absolutny hit. Łącznie z wyprzedzaniem bryczek z Morskiego Oka na hulajnodze. Cały zjazd to jakieś 27 minut zamiast iść blisko 2 godziny. Wytelepało:
Mega szczęśliwi i głodni gnamy do reszty dzieci. Czy poradziły ? Czy była kupa? Dowiemy się już niedługo. A była i to z serii tych złożonych problemów.
Perspektywa kreatywnego dziecka w górach jest powalająca - oprócz wstawek typu: "to może od razu pójdziemy na tego Mnicha" lub "to może choćmy tam" wskazując w kierunku grani do Żabiego Konia finalny wniosek o potworze górskim mnie powalił. Widziałem ten widok wiele razu ale dopiero teraz dostrzegłem tego potwora:
 
Czas z przewodnika to 4h15min z Morskiego Oka na szczyt. My meldujemy się tam po 3h50min. Rokuje świetnie i już nakręcamy się na kolejne górskie podboje :).
Track z Morskiego Oka do góry i na dół: http://www.movescount.com/pl/moves/move313833151