Dojechaliśmy
do naszego campingu w Randzie - bawiliśmy już tu jakieś 4 lata
temu. Jakieś 12 godzin trasy i leje jak z cebra - ma tak być przez
parę dni. Mimo to wieczorem łapiemy się na okienko i wychodzimy na
jakieś 2000 w kierunku Weisshorna na piwo i orzeszki. Leje znowu ale
raczej nie wadzi.
Leje
również przez noc i następny dzień. Dlatego nie spiesząc się
jak lekko odpuszcza ruszamy do Domhutte (2950). Oczywiście nic nie
widać za to kozice, standardowo już, podchodzą blisko.
Nikogo na trasie bo w taka pogodę nikt normalny nie
chodzi. Potwierdzają to dziewczyny z Domhutte, które stwierdzają
że to muszą być lokalsi bo w taka pogodę i bez plecaków nikt "z
zewnątrz" się tu nie wypuszcza. Komplement przyjmujemy z
nieskrywana radością.
Jemy zupę grzybową z jajkiem
i popijamy herba w mega luksusowej chacie gdzie nocleg kosztuje prawie
300 zeta. Wychodzimy jeszcze trochę wyżej na 3350 gdzie odpowiednie
przygotowanie sprzętowe zachęca do odwrotu. Rok wcześniej tez w niskich skarpetach walczyliśmy z Błażejem na zboczach Czegetu ale to się łatwo zapomina ;-).
I tak nie
planowaliśmy tak wysoko. Zejście bardzo szybkie po mokrych ale klejących się do rąk skałach.
Jutro lecimy w lekkich butach na Breithorn sprawdzić czy się da.
Leniwie
pobudka koło 7. Płatki owsiane i o 8:20 lądujemy w centrum Zermatt.
Za dokładnie 8h:45min będziemy tu z powrotem
lekko przetyrani. Michałowi ze 2 kilo ubyło na twarzy :).
Na początku idziemy -
oszczędzamy się bo to wyjście aklimatyzacyjne więc bez nadmiernego
pośpiechu. Robimy zdjęcia jak klasycni turyści np. kozy malowane od szablonu i
takie tam.
Do momentu kiedy doganiają nas dzieci, które
robią jakiś trening biegowy. Nie nasza kategoria wiekowa ale tak
być nie może - ruszamy. Urywamy grubo ponad połowę czasu według
wskazań na drogowskazach. Od ok. 2700 wchodzimy w chmurę i już z
niej nie wyjdziemy do końca dnia. Tylko raz na chwile pokazuje sie
Matterhorn - dobrze że już tam byliśmy bo trzeba by zmienić
plany. Kto widział tę bestię na żywo wie o czym mowa :). Ta
pogoda jest nam na rękę bo zapomnieliśmy kremu z filtrem - już
wieczorem okaże się jak mylny to był wniosek. Po 4 h meldujemy sie
przy Klein Materhornie - narobiliśmy zakosów nudną trasą
narciarską nadkładając parę kilometrów.
Zagadujemy przewodnika jak dojść na Breithorn. I
Will never go to climb Breithorn without rope and other gear oraz
ogólne zniechęcenie to oczywiście mocne akcenty tej rozmowy ale
udaje nam się wydusić z szeryfa kierunek dalszego biegu. Dla kogoś
kto pracuje jako przewodnik i "wciąga" ludzi na szczyt
nasz ubiór, godzina, brak liny to skrajna głupota. A właśnie
dzięki wytrenowaniu i ograniczeniu wagi sprzętu można poruszać
się kilka razy szybciej i przez to spędzać mniej czasu w górach.
2 godziny później meldujemy się na szczycie. Jest ok 15:30.
Szczęście duże bo być samemu na szczycie tej góry jest mało, jeśli w ogóle, możliwe a ostatnie teamy, które schodzą w dół mijamy w kopule
szczytowej. Przyczajony odcinek po grani z lufą na obydwie strony na
samym końcu to wiśnia na torcie. Szczyt wygląda (albo nie wygląda)
tak:
Choć kompletnie nic nie widać to jak to bywa na szczytach radocha jest
Na zegarku prawie widać
wysokość 4158 m. W takich ciuchach trzeba szybko uciekać w niziny.
Doganiamy niektórych wspinaczy i ogniem ciśniemy w dół. Po
2h:40min padamy na pysk w centrum Zermatt. Urobione 2652 m do góry i
2636 w dół. Blisko 34 km odległości. Nogi jak z waty - padam.
Da
się? DA SIĘ :D
Tylko na przyszłość trzeba się lepiej (w sensie w
ogóle) smarować kremem - już wieczorem jedzenie przychodzi
ekstremalnie trudno bo otwarcie buzi przyprawia o ból większy niż
przebiegnięcie 100 km.
szacun grandes - czekamy z Michałem na wywiad
OdpowiedzUsuńna weekend postaram się zawitać - może macie ochotę się też przebiec przy okazji gdzieś u nas?
OdpowiedzUsuńCzasem droga może nas zaskoczyć, dlatego warto znać stronę https://drogowipomocnicy.pl/. Tam znajdziesz profesjonalne usługi pomocy drogowej, które służą pomocą w sytuacjach awaryjnych. Klikając w link, przeniesiesz się do miejsca, gdzie specjaliści czekają na Twój telefon, gotowi pomóc Ci w trudnych chwilach na drodze.
OdpowiedzUsuń