środa, 31 lipca 2013

BURZA NA ŚLĘŻY

Trening przed Elbrusem powoli się zmienia. Normalne poniedziałkowe bieganie (jeśli interwały można nazwać normalny bieganiem ;-)) zmienia się w poniedziałekowe podbiegi pod górę.

A że Wrocław górami stoi dla odmiany pada wybór na Ślężę.

Sms zachęcający ode mnie o 11:14 jest krótki:
Jakieś serie na Ślęży dzisiaj wieczorową porą?

Błażeja długo czekać nie pozwolił i o 11:18 napisał:
No pewnie, jak nie zdechniemy od upału :-)

I tak mniej więcej o 21 stajemy na Ślęży. Duszno tak że cali płyniemy. Na horyzoncie błyska się niemiłosiernie i powoli zbliża się w naszym kierunku. Zaczynamy zbiegać i po 3 km zrywa się potężny wiatr. Jakiś pył zaczepnie lata koło oczu i nosa. Zaczyna padać, pada coraz mocniej. Na ostatnim kilometrze leje już jak z cebra a krople to już chyba grad.

Dobiegamy do auta. Mokrzy i szczęśliwi. Co widać na pamiątkowych klatkach ;-)


Tak właśnie wyrwaliśmy się z objęć Ślęży. 


 

środa, 24 lipca 2013

WSCHÓD SŁOŃCA NA ŚNIEŻNYCH KOTŁACH

Ponieważ wschodzące słońce to symbol wypasu, początku, rozpoczęcia czegoś wyjątkowego już tydzień po wschodzi na Ślęży oglądam wschód słońca w okolicach Śnieżnych Kotłów na grani Karkonoszy.

Tym razem pozytywna energia ściąga Piotrka, Krzyśka i Mateusza. Mateusz jako rasowy ultras nocuje w furze w Karpaczu. O 3 zabieramy go z Krzyśkiem do Szklarskiej gdzie po niedługiej wspinaczce dobiega ze Szrenicy Piotrek. 4:20 to piękna godzina żeby rozpocząć jazdę po grani.

Powoli zbliża się wschód:








Dalej jest świetny zbieg po kamiennej ścieżce - uwielbiam tam lecieć - dosłownie ;-)


I wschód słońca - ponieważ siadły mi baterie od razu jak wyjąłem aparat foty z komórki muszą nam wystarczyć




Dalej minęliśmy grubo ubranych turystów z aparatami i całkowicie sami celebrowaliśmy grań aż do rejonu przy schronisku pod Śnieżką. Szybkie 9 minut i jesteśmy na szczycie Karkonoszy. Ciepło choć wiatr na potęgę szybko wychładza.  



Podziękowania dla Pani Jeżewskiej za przepyszne ciasteczka owsiane :-]




Widok w kierunku Sowiej Przełęczy


Piotrka zawezwały obowiązki rodzinne więc wrócił na Szrenicę a Mateusz przeciął w poprzek i zbiegł przez Kopę. Nam pozostało wykończyć kuszącą grań więc pocisnęliśmy przez Sowią przełęcz do Karpacza.

Treningowym tempem 31 km w czasie  3:20, 1222 metry podbiegów i oczywiście wschód słońca który ciężko przeliczyć na cyfry ;-)

niedziela, 14 lipca 2013

WSCHÓD SŁOŃCA NA ŚLĘŻY

3:00 dzwoni budzik

3:55 minut w cieniu czołówki rozpoczynam bieg na Ślężę - czasu do wschodu słońca mam dużo więc biegnę trochę naokoło

Szeroki szlak biegnie do góry i na dół - znam go na wylot więc zbiegam ze szlaku i wspinam się do góry tak jak nogi niosą. Zakupiona w piątek czołówka robi dobrą robotę - widzę ;-).

4:30 staję na wieży na szczycie Ślęży. Wieje mocno ale czekam do wschodu słońca.

4:57 wstaje czerwone słońce - aparat nie ogarniał kolorów a w rzeczywistości było znacznie zacniej!

5:41 staję u podnóża góry

6:15 wracam do łóżka 



 w tle Radunia




bez sweet foci na szczycie się nie obeszło


A co TY zdążyłeś zrobić do 5:41 ? ;-)



 

poniedziałek, 1 lipca 2013

SANDAŁY

Zainspirowany historią Bosonogiego Tediego spróbowałem dzisiaj pobiec w czymś innym niż w przeznaczonych do tego butach. Filozofia jest prosta - buty z amortyzacją pracują "za nasze stawy" w związku z czym tak naprawdę przyczyniają się do tego, że łapiemy więcej kontuzji. Odpowiednie przyzwyczajenie stawów do poruszania się bez butów lub w butach na cienkiej podeszwie może na powrót przyzwyczaić nasze nogi do wysiłku, do którego zostały stworzone. 

Dzisiaj miałem lekką przebieżkę tj. 12 km. Klasyczne sandały poniosły mnie przez 4 km - był bardzo spoko, tempo fajne i miałem wrażenie że spadam na przednią część stopy czyli właśnie tak jak się powinno. Niestety potem optarł mnie pasek więc zamieniłem sandały na buty biegowe "normalne", które miałem w plecaku. Następny raz spróbuję bez obuwia ;)

Ciekawy produkt używa, testuje i sprzedaje Ted: